Skocz do zawartości

Recommended Posts

29 minut temu, FeX napisał:

Niekoniecznie zawsze, ale najczęściej żywność, która jest reklamowana jako "eko" jest znacznie droższa od żywności bez tej plakietki.


Eko nie jest synonimem zdrowej żywności. Może być zdrowsza, ale może być nawet bardziej szkodliwa. Eko niczego nie gwarantuje. Źle zabezpieczona (brak odpowiedniej konserwacji) żywność eko może być bogata w naturalne toksyny typu mykotoksyny (ze względu na rozwój pleśni), toksyna botulinowa, patulina, bacterie E.Coli itd.
Osobiście zupełnie nie zwracam uwagi na etykietę eko/bio. Nie jest to oznaczenie przyznawane na podstawie ścisłego rygoru naukowej metodologii oceny parametrów tylko termin prawny, który co więcej podlega subiektywnie zdefiniowanym przez dany rząd kryteriom - w różnych zakątkach świata istnieją różne subiektywne kryteria prawne ustalane przez rząd, a nie opierające się na metodologii naukowej. Nie ma więc w tej kwestii żadnej standaryzacji kryteriów dla procedury przyznawania certyfikatów. Inaczej pisząc - to w dużej części marketing wypromowany przez prawników państwowych w celu zwiększenia obrotu pieniędzy w branży żywnościowej i dodatkowego zarobku na sprzedawaniu certyfikatów.
Uważam, że idea masowego bio/eko - z obecnie dostępnymi możliwościami nieinwazyjnego zabezpieczania produktów - jest pomylona. Prawdziwe bio/eko nie jest kompatybilne z masową sprzedażą, która wymaga płynności dostarczania produktu, czyli magazynowania zapasów na dłuższe okresy oraz ekspozycji towaru przez pewien czas zanik trafi do konsumenta. Prawdziwe bio/eko to lokalny rolnik lub babcia uprawiająca sobie ogródek na własne potrzeby i dorabiająca ze sprzedaży nadwyżki. Tylko oni nie dostaną certyfikatu eko/bio w działalności na taką skalę. Ludzie dają się łapać na marketing, ponownie.

Edytowane przez Arthass
Link to post
Share on other sites

Użyłem terminu "eko" generalizując, nie chciało mi się dalej nad tym rozwodzić. Najpierw trzeba określić co to jest w ogóle zdrowa żywność, gdyż tutaj każdy może mieć swoją definicję. Produkt ekologiczny musi zostać certyfikowany, więc mimo wszystko musi spełniać pewne kryteria i ludzie im ufają. Niemniej chodzi o sam fakt, że produkty żywnościowe, których proces przetwórczy jest zminimalizowany, gdzie w procesie produkcji nie użytkuje się pestycydów/antybiotyków/konserwantów itd. są zwyczajnie droższe. Chociażby jajka z chowu klatkowego/ściółkowego/wolnego wybiegu, różnią się zauważalnie cenami.

Sam nie zwracam uwagi na żadną plakietkę, po prostu czytam skład i juz wiem z czym nam do czynienia. Natomiast jestem przekonany, że wiele osób nie ma świadomości konsumenckiej na tym polu. Natomiast z etykiety nie dowiem się, jak wyglądał proces produkcji i co zostało użyte

Właściwie niedawno byłem świadkiem zakupów w Lidlu, gdzie klientka chodziła z pracownicą sklepu szukając samych produktów, jak to ujęła "koniecznie z zielonym listkiem".

Link to post
Share on other sites

Można określić różne poziomy zdrowej żywności, zawsze coś może być bardziej zdrowe, ale dla mnie takim podstawowym wyznacznikiem jest żywność nieprzetworzona pełnowartościowa tzw. "whole foods" w czym zawierają się również z mojego punktu widzenia produkty zwierzęce nieprzetworzone.
Istnieją oczywiście wyjątki od reguły. Innym potencjalnym kryterium selekcji zdrowej żywności jest np. zawartość białka na 100kcal. Jeszcze innym jest gęstość odżywcza (zawartość niezbędnych mikroelementów) na 100kcal. Można jednak przyjąć, że jak coś jest nieprzetworzone to jest zdrową żywnością na bazowym poziomie klasyfikacji.
 

4 godziny temu, FeX napisał:

Produkt ekologiczny musi zostać certyfikowany, więc mimo wszystko musi spełniać pewne kryteria i ludzie im ufają.


Żywność nie musi spełniać żadnych kryteriów, bo certyfikat dotyczy warunków uprawy (m.in. braku stosowania wybranych środków ochrony roślin, czy wybranych nawozów), a nie parametrów produktu końcowego. Warunki uprawy, a raczej brak stosowania wybranych metod uprawy, nie jest gwarancją jakości produktu końcowego. Z badań porównawczych żywności eko i "konwencjonalnie" produkowanej nie zanotowano żadnych różnić w wartościach odżywczych (niezbędne witaminy, minerały), czasami niektóre produkty eko wykazywały większą zawartość substancji antyoksydacyjnych, ale również 10x większą zawartość mykotoksyn (kancerogenu klasy I) ze względu na brak odpowiednich środków konserwacji. Eko to marketing. Nie ma podstaw w danych naukowych. Ludzie ufają takim produktom, bo są ofiarami błędu logicznego appeal to nature, na którym opiera się cała strategia marketingowa sektora eko. Czy eko jest złe? Nie. Może być nawet korzystne. Czy potencjalne korzyści są warte dodatkowych kosztów? Nic obecnie na to nie wskazuje.
 

4 godziny temu, FeX napisał:

Niemniej chodzi o sam fakt, że produkty żywnościowe, których proces przetwórczy jest zminimalizowany, gdzie w procesie produkcji nie użytkuje się pestycydów/antybiotyków/konserwantów itd. są zwyczajnie droższe.


Producenci stosują te środki nie dlatego że lubią, tylko w celu ochrony konsumenta przed jeszcze groźniejszymi toksynami pochodzenia naturalnego. Przemysłowa produkcja eko zwiększa ryzyko zatrucia naturalnie występującymi toksynami np. na skutek niekontrolowanego namnażania grzybów i bakterii. Tutaj choćby wspomina się o rodzajach mykotoksyn jakie mogą występować w produktach eko:
https://www.cabi.org/nutrition/news/11833

Spotkałem się z produktami eko dosłownie gnijącymi na półkach. Tutaj nie ma zasady, że eko gwarantuje jakość produktu końcowego. W przypadku jajek to jest jeszcze inna historia, bo sama dieta (podobnie jak w przypadku innych produktów zwierzęcych) ma istotny wpływ na końcowy profil wartości odżywczych. W przypadku jajek wpływa to głównie na profil kwasów PUFA omega 3 i omega 6. Istnieją wręcz jaja oznaczana jako "omega 3 fortified" gdzie karmi się kury specjalną paszą wzbogacaną omega 3. Kury karmione zbożami produkują jajka o przewadze omega 6. Kury z wolnego wybiegu, żywiące się robakami i źdźbłami też będą produkować jaja wyższej jakości, o większej zawartości omega 3. Produkty zwierzęce to inny temat, ale dalej nie ma to aż tak ogromnego znaczenia jeśli kupuje się je w nieprzetworzonej postaci jak surowe mięso.

Edytowane przez Arthass
Link to post
Share on other sites

Arthass prawda jest taka, że ja tylko stwierdziłem, że żywność oznaczona jako eko, jest droższa, bo to zwyczajnie prawda. Nie ma określonych norm, co do "zdrowotności" produktów, więc to wolna amerykanka. Produkty eko jakąś normę spełniać muszą. Nie zrozum mnie źle, dla mnie produkty eko są tak samo zagraniem marketingowym, tylko podkreślam, że oficjalnie mogą być tak klasyfikowane i to przyciąga ludzi. Nie znam takich certyfikatów dla żywności "zdrowej" :) Jeśli są daj znać. Czasem nie chodzi o sam produkt i jego właściwości, tylko właśnie o to, jak został wyprodukowany. Niektórzy po prostu chcą wiedzieć, że przy produkcji jakiegoś produktu nie zostały użyte szkodliwe dla środowiska substancje, czy kurczaki biegały sobie dziobiąc trawę w poszukiwaniu robali, a nie w klatce. Tu już wchodzimy w tematy związane z różnymi ideologiami. Bardzo często produkty eko mają na tyle zbliżone (lub nawet gorsze) wartości odżywcze, czy zawartość mikro- i makroelemtentów, że z tego punktu widzenia nie ma sensu za nie dopłacać. Sam jestem zwolennikiem wykorzystywania konserwantów, które są nieszkodliwe dla zdrowia jeśli ma to wydłużyć termin przydatności produktów. Chyba jest to logiczne.

 

Jakość produktu końcowego to zupełnie co innego. Owszem produkty których produkcja jest naturalna bez dodatkowych substancji konserwujących i chroniących przed owadami, chorobami, grzybami będą wymagały więcej pracy i uwagi, aby ostatecznie zachować wysoką jakość produktu końcowego.

Link to post
Share on other sites

Pomijając marketing, certyfikaty, znaczki, marketingowe czary-mary, relatywnie zdrową żywność - czyli w formie nieprzetworzonej - można kupić w niskiej cenie. O to chodziło w moim komentarzu do cytatu, bo odnosiłem się w tym momencie do żywności nieprzetworzonej jako alternatywie junk food. Można rozdzielać włos, środki stosowane w produkcji mają znaczenie, ale nie aż tak duże jak się ludziom wydaje. Główne znaczenie ma sposób obróbki żywności, głównie sposób obróbki termicznej jaki użyjemy w kuchni. Zdrowe odżywianie to w mojej opinii w ponad 50% metody stosowane do przygotowywania żywności w naszej własnej kuchni. Nie ważne czy masz dzikiego łososia złowionego w dziewiczych obszarach oceanu arktycznego. Możesz z niego w kuchni łatwo zrobić niezdrową żywność. Ludzie zbyt dużo uwagi przykładają do marketingu parametrów żywności nie zwracając uwagi na wpływ tego co robią z nią w kuchni. Teorie spiskowe, obwinianie producentów, a tak naprawdę to sposób przetworzenia i obróbki termicznej nadaje żywności parametry szkodzące zdrowiu. Tylko zawsze łatwiej znaleźć sobie zewnętrzne powody problemu niż zastanowić się nad istnieniem własnych błędów. I na takiej filozofii kozła ofiarnego buduje się cały marketing tego typu żywności eko. Tak jakby cukier eko cokolwiek zmieniał w swoich właściwościach metabolicznych.

 

W dniu 14.01.2021 o 17:12, FeX napisał:

Nie znam takich certyfikatów dla żywności "zdrowej" :) Jeśli są daj znać. 


Zależy pod jakim względem oceny. Są strony z danymi na temat zanieczyszczeń ryb na podstawie gatunki i rejonu połowu np. Seafood Selector. Są stowarzyszenia dla wybranych produktów wystawiające certyfikaty np. dla oliwy z oliwek na podstawie stopnia oksydacji i zawartości poszczególnych związków jak North American Olive Oil Association czy International Olive Council.
Dla mnie to jest w tym momencie nie ważne w przypadku określania definicji zdrowej żywności. Żywność nieprzetworzona, niezależnie od certyfikatów, zawsze będzie zdrowsza od junk food ze względu na wpływ metod obróbki przemysłowej. Nie ma sensu w obsesji na punkcie wszelkich rzeczy, których nie jesteśmy w stanie kontrolować. Widziałem ludzi, którzy stosowali ortoreksyjnie obsesyjne restrykcje dietetyczne, oglądając każdy produkt 5 razy z każdej strony i po kilku latach odbili w przeciwną skrajność - teraz jedzą cukry rafinowane i racjonalizują sobie że to jest organizmowi potrzebne. To nie jest dobre ani dla zdrowia fizycznego (bo prowadzi często do głodu utajonego) ani psychicznego. Wybierasz najlepsze opcje jakie są dostępne w Twoim otoczeniu w danym momencie.
Już nie wchodząc w głębsze szczegóły, czy ziemniaki są lepsze od zbóż. Jeśli są w nieprzetworzonej formie to jest zdrowa żywność.
 

W dniu 14.01.2021 o 17:12, FeX napisał:

Czasem nie chodzi o sam produkt i jego właściwości, tylko właśnie o to, jak został wyprodukowany.


Zwykle w bardzo niewielkim stopniu. Pomijając szczególne przypadki jak np. żywność morska, ze względu na zanieczyszczenia wód przez człowieka. Sposób produkcji nic nie zmieni, jeśli przekształcisz żywność w junk food. Junk food to definicja żywności wysokoprzetworzonej. Alternatywą jest żywność niskoprzetworzona. Groch, kasze, ziarna oleiste są zwykle tańsze od junk food, chyba że to sam cukier i mąka, ale nawet w tym wypadku w przeliczeniu na wagę i kalorie wiele produktów niskoprzetworzonych jest tańsze. Kilogram ryżu białego lub płatków owsianych to 4-6zł, a był nawet tańszy przed inflacją. Za cenę jednej pizzy można kupić żywności na cały tydzień skromnej ale zbilansowanej odżywczo diety. I tak nawiasem - pizza nie jest niezdrowa z powodu składników, tylko z powodu związków chemicznych jakie powstają podczas obróbki w temperaturze sięgającej do 400 stopni, wliczając w to nawet związki częściowej pirolizy.

 

W dniu 14.01.2021 o 17:12, FeX napisał:

Niektórzy po prostu chcą wiedzieć, że przy produkcji jakiegoś produktu nie zostały użyte szkodliwe dla środowiska substancje, czy kurczaki biegały sobie dziobiąc trawę w poszukiwaniu robali, a nie w klatce.


To już ma niewiele wspólnego z definicją (relatywnie) zdrowej żywności. To też trochę taka racjonalizacja dla wielu ludzi, by zostać przy junk food, bo przecież zdrowa żywność musi być droga, a jak nie ma znaczka eko to nie ma różnicy między kaszą gryczaną, a ciasteczkiem. Tak przynajmniej zdaje się myśleć część ludzi.

 

W dniu 14.01.2021 o 17:12, FeX napisał:

Sam jestem zwolennikiem wykorzystywania konserwantów, które są nieszkodliwe dla zdrowia jeśli ma to wydłużyć termin przydatności produktów. Chyba jest to logiczne.


W wielu przypadkach dla mnie najbardziej logicznym rozwiązaniem między kompromisem minimalizacji koniecznych konserwantów a ceną jest po prostu kupowanie produktów mrożonych. Mrożenie samo w sobie jest metodą konserwacji, więc nie trzeba stosować dodatkowych substancji, a jeśli producent nie musi to nie będzie ponosił dodatkowych kosztów by zabezpieczyć produkt.
Często wolę owoce mrożone ponad "świeże" w markecie. Mogą zawierać nawet więcej wartości odżywczych, bo są zbierane w momencie pełnego dojrzewania i natychmiast mrożone, w przeciwieństwie do "świeżych", które są zbierane w stanie na wpół dojrzałym i "dojrzewają" w transporcie, w komorach wypełnianych odpowiednim gazem podtrzymującym proces dojrzewania bez gnicia. Dalej, nic nie stoi na przeszkodzie w kupowaniu świeżych przemysłowych owoców, ale warto sprawdzić czy nie mają niepokojących oznak np. w mojej lokalnej Biedronce często widzę banany tak jakby pleśniejące, pokryte jakimś białym nalotem (albo pleśń, albo jakiś środek konserwujący). Podobnie z niektórymi innymi owocami i warzywami miękkimi, a nawet zdarzało mi się widzieć warzywa korzeniowe pokryte pleśnią. W takim wypadku wolę kupić mrożonkę lub sok warzywny (pomidorowy, marchewkowy, nawet pomarańczowy - bez dodatku cukru). Bo teoretycznie świeże owoce i warzywa są zdrowsze, ale niewłaściwie transportowane, zabezpieczone, magazynowane, wystawiane na półkach - z winy niewłaściwych procedur, lub niedotrzymywania procedur - to już inna historia. Takie rzeczy widać, czuć, można sprawdzić po dotyku, także nie ma tutaj też skomplikowanej filozofii i nie trzeba otwierać własnego laboratorium.
 

W dniu 14.01.2021 o 17:12, FeX napisał:

Jakość produktu końcowego to zupełnie co innego. Owszem produkty których produkcja jest naturalna bez dodatkowych substancji konserwujących i chroniących przed owadami, chorobami, grzybami będą wymagały więcej pracy i uwagi, aby ostatecznie zachować wysoką jakość produktu końcowego.


Problemem produktów eko w tym momencie jest głównie logistyka. W jaki sposób zabezpieczyć świeży produkt przed namnażaniem bakterii i pleśni na czas magazynowania i transportu? W ilościach produkowanych przemysłowo. Zarodniki pleśni i bakterii są zawsze obecne na żywności - każdej. W sprzyjających warunkach będą się bardzo szybko namnażać. To z jednej strony jest marnotrawstwo, bo wyrzuca się ogromne ilości żywności (paradoks troski o środowisko, kiedy stosuje się bardzo niewydajny sposób produkcji i logistyki), a z drugiej narażanie konsumenta na zatrucie groźnymi toksynami powstającymi w długo przechowywanej, niezabezpieczonej żywności jak botulina, patulina, mykotoksyna. Trzeba zadać sobie pytanie, czy wolimy ryzyko zatrucia toksyną botulinową, która może zabić w ilościach kilku gram, czy może relatywnie bezpieczne konserwanty żywnościowe?
Jak można dostać coś od lokalnych rolników, szczególnie jeśli jest to przyzwoita jakość (bo mogą też sprzedawać odrzuty, których nie przyjęli przetwórcy na magazyny), to bierze się z takiego źródła. Jeśli nie ma dostępu do rolnika to wybiera się najlepsze dostępne opcje, na naszą kieszeń i zdrowie - i niekoniecznie są to produkty eko.

Edytowane przez Arthass
Link to post
Share on other sites
  • 2 tygodnie później...

Wygląda na to że oficjalne środowiska medyczne wycofują się z idiotycznych zaleceń promujących twierdzenia o szkodliwości tłuszczów nasyconych. Ciekawe kiedy w Polsce przestanie promować się zacofanie i szerzenie dezinformacji... Biorąc pod uwagę ostatni "Wielki Konkurs Wiedzy o Zdrowiu" w TVP, obowiązuje tutaj nadal średniowiecze w kwestii wiedzy o zdrowej diecie.

No ale gdzieś musi być rynek zbytu dla producentów olejów roślinnych słonecznikowych czy rzepakowych :) Zapewne sypią kasą dla utrzymania tego typu szkodliwych zaleceń, bo na tym opiera się większość rynku tanich produktów spożywczych. Olej słonecznikowy to podstawa w większości gospodarstw domowych ze względu oczywiście na cenę. Jednak, w jego cenie zawiera się dodatkowa ukryta cena - zdrowia naszych rodaków.

The Journal of the American College of Cardiology confirms that saturated fat is not bad for heart health. Now it's official - butter, red meat, and chocolate are back on the table!
 

 

Edytowane przez Arthass
Link to post
Share on other sites
13 godzin temu, Arthass napisał:

olejów roślinnych słonecznikowych czy rzepakowych :)

Wszystkie ich rodzaje są szkodliwe? Niedawno gdzieś przeczytałem, że z kolei olej kokosowy jest niezdrowy do smażenia, hmm...

Co inni ludzie, to inna opinia, ale chyba pewne rzeczy można określić obiektywnie, w 100%, czy szkodzą, czy też nie.

Edytowane przez adi777
Link to post
Share on other sites
40 minut temu, adi777 napisał:

Wszystkie ich rodzaje są szkodliwe?


Nie. Zależy od profilu kwasów PUFA, MUFA i SA. Zależy czy wytłaczane i stosowane na zimno. Większość olejów roślinnych ma niekorzystny stosunek kwasów PUFA omega 6 do omega 3 - prozapalny. Słonecznikowy jest najgorszy, obok szafranowego. Rzepakowy jest ok, o ile wytłoczony na zimno i stosowany na zimno, nie wspominając o odpowiednim przechowywaniu w lodówce, ochronie przed promieniami UV-B. W sklepie dostajesz olej zjełczały - stoi sobie na półce w temperaturze pokojowej, w przezroczystym plastikowym pojemniku. Już nie wspominając co przenika z plastiku do oleju, bo jednak większość plastikowych pojemników jest wrażliwa na kontakt z substancjami lipidowymi. Tak więc masz tam praktycznie wszystkie dietetyczne plagi egipskie.

 

44 minuty temu, adi777 napisał:

Niedawno gdzieś przeczytałem, że z kolei olej kokosowy jest niezdrowy do smażenia, hmm...


To ktoś Cię oszukał, bo olej kokosowy ma najlepszy profil kwasów tłuszczowych do smażenia, nie zawiera cholesterolu, więc się nie utlenia jak w przypadku produktów zwierzęcych. Olej kokosowy to praktycznie wyłącznie kwasy nasycone - nie posiadają wiązań podwójnych, a więc są to najbardziej stabilne kwasy tłuszczowe w olejach spożywczych. Trudno znaleźć olej o lepszym profilu do smażenia, poza jakimiś egzotycznymi opcjami. Oliwa z oliwek, rafinowana też jest dobrym wyborem. Można wspomnieć o oleju z awokado, ale to trochę przerost formy nad treścią i wcale nie jest lepszy o pozostałych opcji.

 

46 minut temu, adi777 napisał:

Co inni ludzie, to inna opinia, ale chyba pewne rzeczy można określić obiektywnie, w 100%, czy szkodzą, czy też nie.


To może zamiast opierać się na ludziach, spojrzeć na dostępne badania naukowe dotyczące wpływu oleju kokosowego na zdrowie? Zapytaj autora stwierdzającego szkodliwość oleju kokosowego co sądzi o liście badań, które wypisałem w tej odpowiedzi na quora:
https://qr.ae/pNxR4R

Link to post
Share on other sites

Korzystne oleje spożywcze wypisywałem na discordzie swego czasu. Pewnie jest w historii. Ogólnie nie jestem fanem stosowania rafinowanych tłuszczów w diecie, poza kilkoma wyjątkami. Najlepsze to dobrej jakości tran na zimno i oliwa z oliwek. Istnieje kilka w miarę korzystnych jak olej lniany, olej konopny, olej z gorczycy, olej z orzechów włoskich, ale o wiele korzystniejsze jest spożywanie ich bezpośrednio z ziaren.
Masło i olej kokosowy są neutralne. Mają pewne korzystne właściwości, ale to po prostu puste kalorie. Zamiast masła lepiej zjeść jogurt, śmietanę, ser. Zamiast oleju kokosowego całe wiórki kokosowe. Proste.
Czasem warto spróbować olej z wiesiołka / ogórecznika dla kwasu GLA, jeśli są jakiejś problemy ze skórą.

Edytowane przez Arthass
Link to post
Share on other sites

Art wrzucony na wykop. W zasadzie nic nowego. Dieta wpływa na profil mikroflory, a to wpływa na niemal wszystkie inne parametry zdrowotne. To dlatego nie trafiają do mnie argumenty o "umiarkowanym spożyciu cukrów rafinowanych". Zmiany mogą być nieodwracalne. To jest niszczenie życia swojemu dziecku.

https://www.anywhere.pl/70527/badania-dieta-dziecka-nieodwracalnie-wplywa-na-mikrobiom-zoladka/?fbclid=IwAR0h9Ax9bhp4wggkoNlw1bWuvhpzXogQHNfiAAYE1WNl7Y_8TWV08YBzo_s

Link to post
Share on other sites
  • 1 miesiąc temu...

Kompletna lista roślinnych źródeł białka dostarczających minimum 50g ekwiwalentu białka wzorcowego - realnie wykorzystanego biologicznie białka. Ilości i ceny obliczone dla podaży 150g EBW białka, czyli minimum dla aktywności fizycznej siłowej - siłowni, przy założeniu wagi ciała 100kg obliczonej według optymalnego BMI.

https://groups.google.com/g/healtharths/c/ibdxHNiXLJQ/m/4XkBJ0VfAAAJ
 

Dobra opcja również jeśli ktoś planuje odchudzanie na produktach roślinnych... bo największym problemem w przypadku ujemnego bilansu kalorycznego szczególnie na diecie wegańskiej jest podaż białka.

Edytowane przez Arthass
Link to post
Share on other sites
  • 2 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...
  • 2 miesiące temu...

Jeśli ktoś myśli o odchudzaniu (a zwykle ludzie chcą zrzucić wagę, kiedy zaczynają się interesować dietą, poza przewlekłymi chorobami), to powinien zacząć od posłuchania na temat tych podstaw, i zrozumienia dlaczego opieranie się wyłącznie na liczeniu kalorii jest nieskuteczne (czyli diety typu Calories Watchers, koncepcja CICO - calories in calories out).
 


 


 

Link to post
Share on other sites

Liczenie kalorii, piramida żywieniowa, owiane zła sławą tłuszcze i stawianie na piedestale produktów wysoko-węglowodanowych to zmora pseudo-dietetyki opartej nie na faktach i badaniach a na tezach.

 

Osobiście wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi jeśli jest naturalne i nieprzetworzone. Przykładowo popieram wege za brak mięsa jeśli ktoś wybiera to marketowe - ani to humanitarne ani zdrowe. Sam nie jestem wege i  jem mięso ale tylko i wyłącznie od lokalnych dostawców, których przykładowo taka kurka dzień przed moim przyjazdem biega frywolnie na zewnątrz skubiąc wszystko co pod łapkami znajdzie.

Link to post
Share on other sites
6 godzin temu, joozek87 napisał:

Osobiście wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi jeśli jest naturalne i nieprzetworzone.


Z tym się 100% zgadzam i dodałbym do tego 2 podstawową zasadę, czyli metody obróbki kulinarnej, które wpływają na pozostałe 50% diety. Im niższa temperatura, tym lepiej. Najlepsze metody oparte są na wodzie, parze wodnej, gorącym powietrzu, mikrofalówce (sic!). I oczywiście metody przetwarzania na zimno jak fermentacja - bardzo zdrowa, czy macerowanie, suszenie na zimno (np. mięso dojrzewające) oraz peklowanie (chociaż tutaj już trzeba uważać z podażą sodu).

Tłuszcze rafinowane najlepiej spożywać na zimno - nie ma problemu z oksydacją kwasów tłuszczowych, nie ma oksydacji cholesterolu (w przypadku produktów zwierzęcych). Ewentualnie bardzo krótka obróbka termiczna w niskiej temperaturze np. jajecznica na maśle. Powyżej 130 stopni celsjusza mamy już reakcje Maillarda i powstawanie wielu szkodliwych substancji jak akrylamid, akroleina itp.

Ja ogólnie jestem zwolennikiem dostarczania tłuszczów z pełnowartościowych produktów, a nie olejów kuchennych. Jedyne wyjątki, w umiarkowanych ilościach to: oliwa z oliwek, masło, olej kokosowy, choć i tutaj np. masło można zastąpić w wielu przypadkach śmietaną czy innymi produktami fermentowanymi z nabiału jako źródłem tłuszczu. Podobnie z oliwą - teoretycznie można ją zastąpić suszonymi oliwkami, ale ze względu na trudną dostępność i koszty, po prostu praktyczniej używać oliwy z oliwek.
Ta sama zasada dotyczy węglowodanów - tylko ze źródeł nieprzetworzonych jak kasze, groch, warzywa skrobiowe.

Oczywiście, jest wiele konkretnych diet, ale moim zdaniem niezależnie od diety, powinniśmy trzymać się powyższych podstawowych zasad - produkty nieprzetworzone + zdrowe metody obróbki termicznej. Warto zauważyć, że każda skuteczna dieta - dla zdrowia i odchudzania lub trzymania prawidłowej masy ciała - opiera się na niskim IG, które są albo bogate w błonnik (w przypadku roślin), albo nie zawierają węglowodanów lub zawierają niewielkie ilości jak produkty zwierzęce. Co łączy wszystkie te produkty o niskim/umiarkowanym IG? Wszystkie są produktami nieprzetworzonymi.
Oczywiście, istnieją przetworzone produkty o niskim IG, ale często pojawiają się inne problemy jak wyjałowienie z wartości odżywczych, także najprostszą zasadą jest trzymać się nieprzetworzonych.

Co do mięsa - niestety, w przypadku braku dostępu do lokalnych, tradycyjnych gospodarstw, niewiele jest wyboru jeśli chodzi o źródła białka w diecie. Ja proponuje, jeśli mamy do wyboru jedynie sklepowe mięso, wybierać te chude rodzaje, ponieważ to w tłuszczu akumuluje się większość toksyn (przynajmniej tych najgroźniejszych - lipofilnych). I to jest też powód dla którego odradzam kupowanie smalcu i słoniny przemysłowej - nie dlatego, że są same w sobie jakieś szczególnie szkodliwe (bo to głównie kwasy MUFA - takie jak w oliwie - oraz nasycone), tylko z powodu akumulacji toksyn podczas metod hodowli przemysłowej.
A jeśli chodzi o alternatywne źródła (takie zapewniające min. 60g ekwiwalentu białka wzorcowego na 2000kcal) to pozostaje groch i inne strączkowe, jaja, nabiał i w zasadzie tyle z tych powszechnie dostępnych. Można wspomnieć o drożdżach, ale trochę mało realistyczne jeść 700g drożdży dziennie dla pokrycia białka.

Same tłuszcze... mogą być niekorzystne, w zależności od typu oraz rodzaju przetworzenia (np. oksydacja PUFA omega 3 i omega 6 - tak w zasadzie utlenione omega 6 mogą być jednym z głównych czynników rozwoju miażdżycy). Problem znika, kiedy wyrzucimy z diety oleje kuchenne i zastąpimy je naturalnymi źródłami np. ziarnami oleistymi (siemię lniane, chia, pestki dyni, ziarna słonecznika, kokos, orzechy włoskie, laskowe, migdały itp.).
Poza tym, same oleje kuchenne są ubogie odżywczo i to też może stwarzać problem w diecie - wysoka gęstość kaloryczna, niska gęstość odżywcza.

Podsumuję to tak:
To nie tłuszcze są złe - to rafinowane tłuszcze (oleje kuchenne) są złe.
To nie węglowodany są złe - to rafinowane węglowodany (cukier stołowy oraz inne rodzaje rafinowanych cukrów prostych, mąki zbożowe i produkty na ich bazie) są złe.

Trzeba np. zauważyć, że ludzie często "wypijają" 500 kcal, nawet w niektórych przypadkach 1000 kcal dziennie wraz z płynami np. słodkimi napojami, piwem, a nawet sokami owocowymi (w 1L soku owocowego 100%, bez dodatku cukru, jest ~80g cukrów prostych, czyli ok. 27 łyżeczek cukru stołowego).

Edytowane przez Arthass
Link to post
Share on other sites
  • 2 miesiące temu...
  • 3 tygodnie później...

Nie mam nic przeciwko diecie wysokowęglowodanowej opartej na wholefoods (której w praktyce prawie nikt nie stosuje) - to moja notka w odniesieniu do tego materiału. Tak czy inaczej, mimo wielu wyolbrzymień, można też wyciągnąć z tego wiele wartościowych informacji, jeśli zachowa się odpowiedni dystans. Ja preferuję dietę low-carb - w wersji wysokobłonnikowej opartej na wholefoods, dla mnie się sprawdza, ale istnieją zdrowe źródła węglowodanów i techniki które poprawiają ich walory zdrowotne (fermentacja, kiełkowanie).
 

 

Link to post
Share on other sites
  • 2 lata później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...